Asertywność dziecka vs asertywność dorosłego
Asertywność w dzisiejszym świecie jest dość dobrze znanym słowem. Zwykle kojarzy się z dobrą samooceną, pewnością siebie i możnością wypowiadania swojego zdania w jasny sposób.
Proponuję, by przyjrzeć się asertywności bardziej precyzyjnie i zobaczyć różnicę między asertywnością człowieka, który jest na etapie uczenia się swoich emocji (może to być dziecko, lub dorosły) oraz człowieka, który ma już dobrze zintegrowane emocje (dorosły, ale nie każdy).
Gdy dziecko przychodzi na świat i zaczyna go doświadczać, nie ma problemu z prymitywną asertywnością: domaga się tego co mu potrzebne, krzyczy, gdy jest mu źle, wyraża niezadowolenie gdy nie dostaje tego co chce i robi to w sposób dość żywiołowy, można powiedzieć, niekontrolowany. W miarę, gdy rozumienie i mowa kształtują się coraz bardziej, zaczyna wymagać się od dziecka, by wyrażało swoje potrzeby bardziej świadomie. Mama może powiedzieć do dziecka, np: „Jasiu, nie krzycz jeśli nie chcesz zjeść kanapki, tylko powiedz mi co byś chciał”. Albo: „Zuziu, widzę, że jesteś smutna, powiedz mi co się stało.”
Dobry opiekun zauważa stany emocjonalne dziecka i pomaga mu je wyrazić słownie, bardziej świadomie. Dzięki takiej interakcji, dziecko uczy się siebie, świata, relacji i innych ludzi. Czyli oprócz żywiołowego doświadczania życia, zaczyna pojawiać się zrozumienie tego doświadczenia. W ten sposób, może ono być regulowane, czyli przestaje być tylko impulsywną akcją-reakcją.
Czasem zapominamy, że dziecko jeszcze nie może w sposób pełny i racjonalny zakomunikować siebie innym i tracimy cierpliwość do bolączki dziecka. Niemniej zadaniem opiekuna jest uznać, że to co dziecko przeżywa jest dla niego absolutnie realne. Dzięki temu, nabierze ono szacunku i uznania dla tego, co czuje i nie będzie się bało tego wyrazić.
Z czasem, gdy zrozumienie się rozwija i pogłębia, dziecko potrafi zakomunikować swój stan wewnętrzny coraz lepiej. Np. mama przychodzi spanikowana do domu, bo właśnie w sklepie zgubiła portfel. Dziecko, które powiedzmy, ma już 10 lat, nie wiedząc co się stało, podbiega do mamy i coś mówi. Zdenerwowana mama odtrąca go, bo jest zbyt przejęta tym wydarzeniem.
Jeśli przez 10 lat życia, dziecko było uczone wyrażania siebie i tego co czuje, a więc umie rozpoznać siebie i nie boi się tego zakomunikować, może powiedzieć do mamy: “Mamo, nie lubię, kiedy taka jesteś.” Nie jest to jeszcze dorosła i precyzyjna wypowiedź, ale jasno mówiąca o tym, że dziecko czuje się zagrożone wewnętrznie i nie radzi sobie samo z tym odrzuceniem.
Obowiązkiem mamy jest to usłyszeć, przyjąć i odpowiednio zareagować. Może powiedzieć: “Adasiu, wszystko jest w porządku, wydarzyło się coś co mnie zdenerwowało, to nie twoja wina, zaraz do ciebie przyjdę, tylko trochę odpocznę.”
Kiedy opiekun dobrze wykonuje zadanie, czyli obserwuje dziecko, rozumie jego stan wewnętrzny i daje mu przestrzeń, żeby w bezpieczny sposób mogło wypowiedzieć swoje wewnętrzne bolączki, dziecko staje się coraz bardziej inteligentne emocjonalnie, czyli asertywne.
W drugim scenariuszu, w którym dziecko nie było uczone bezpiecznego wyrażania siebie, w takiej sytuacji zareaguje ucieczką, płaczem, poczuciem winy, strachem czy złością, że nie jest już kochane i potrzebne itd.
Generalnie mówiąc, dziecięca asertywność polega na wyrażaniu swojej pozycji poprzez subiektywny system czucia i emocji, i projektowania go na świat i innych.
Zauważ w powyższym przykładzie, że kiedy mama fuknęła na Adasia, a ten powiedział, że nie lubi, gdy tak się zachowuje, to prawdziwe znaczenie tego przekazu brzmi: “Mamo, nie radzę sobie z moimi emocjami w tej chwili i boję się, a twoje zachowanie jest tego przyczyną. Dlatego proszę cię, zrób coś ze sobą, żebym ja mógł lepiej się poczuć.”
To jest asertywność dziecka, które jeszcze nie potrafi wziąć odpowiedzialności za swoje samopoczucie, bo system nie jest dojrzały i nie ma własnej świadomej granicy. Dlatego obarcza świat zewnętrzny odpowiedzialnością za swoje procesy wewnętrzne i wymaga od innych, żeby to oni odpowiadali za to, jak się czuje: “To twoja wina, że ja się tak czuję, zmień to.”
W wieku dziecięcym jest to spodziewane i nieuniknione, a w miarę gdy struktury świadomości się rozwijają, a opiekun jest mądry i stwarza dziecku przestrzeń do bezpiecznego wyrażania siebie bez oceniania i krytyki, obarczanie innych za swoje samopoczucie zmniejsza się. Dorastający człowiek coraz bardziej może wziąć odpowiedzialność za swoje samopoczucie, widząc i rozumiejąc, że jego reakcja wychodzi ze środka i nie jest powodowana przez nikogo innego. Czyli np. 20 letni już Adam, podchodzi do mamy, która wróciła zdenerwowana ze sklepu i zadaje jej jakieś pytanie, a ta w nerwach niegrzecznie mu odpowiada. Adam może poczuć niezadowolenie, ale nie wpadnie w rozpacz i desperację, tylko widząc stan matki wycofa się i da jej przestrzeń, a swoim niezadowoleniem zaopiekuje po swojemu. W końcu to nie ona dała mu to niezadowolenie, tylko wypłynęło ono ze środka, jako reakcja na to, że matka nie odpowiedziała na pytanie, czyli nie spełniła oczekiwania.
Dorosły Adam ma wybór, czy pozostać w roli ofiary i obwiniać matkę za swoje niezadowolenie, czy rozróżnić, że emocje matki nie mają z nim nic wspólnego, że stało się coś niezależnie od niego co jest dla niej trudne i jej zachowanie nie jest skierowane przeciwko niemu.
Małe dziecko, które jeszcze nie ma możliwości takiego rozróżnienia i jest nadal w części zlane w jedno ze światem zewnętrznym – albo bierze emocje innych na siebie, albo czyni innych odpowiedzialnymi za swoje emocje. Działa całościowo, bo nie ma jeszcze wyrafinowania w postrzeganiu i rozróżnianiu między swoim światem wewnętrznym a tym co na zewnątrz.
I tu dochodzimy do tematu osób dorosłych, które nie miały okazji w dzieciństwie do wykształcenia dobrej asertywności siebie. Niejednokrotnie staje się to źródłem poważnych nieporozumień, gdyż nieopatrznie uważa się, że wyrażanie siebie charakterystyczne dla wieku dziecięcego, jest prawidłowe w wieku dorosłym. Niestety w większości nie jest.
Weźmy za przykład dwie osoby będące w związku. On narzeka, że ona jest skupiona tylko na sobie, że nie daje mu wystarczająco czasu i uwagi, nie respektuje jego potrzeb, i widzi go tylko wtedy, gdy czegoś od niego potrzebuje. W związku z tym, czuje się odrzucony i nieważny oraz wykorzystany. Rozpatrzmy teraz 3 scenariusze asertywności w takiej sytuacji:
1. Brak asertywności – zamknięcie się w roli cierpiącej ofiary – widzenie tylko siebie i swojego bólu.
On jest pogrążony w swoich emocjach i nie umie ich zakomunikować, może nawet nie jest ich świadomy. Jest tylko krzywda. Czeka, aż ona się domyśli o co chodzi, i że źle zrobiła. Jest to typowe zachowanie dość małego dziecka, które jeszcze nie jest świadome swoich stanów wewnętrznych i czeka aż mama czy tata je rozpoznają, przyjdą i uratują. Czyli w tej sytuacji, on oczekuje od niej bycia jego ratującym rodzicem.
Przykład zachowania przy braku asertywności: urządza manifestacje w stylu obrażenia czy urażenia, albo wybucha nieadekwatną złością o rzeczy nieistotne.
2. Asertywność dziecięca – pozostanie w pozycji zależności – widzenie siebie jako poszkodowanego, a drugiej osoby, jako źródła bólu.
On ma pretensje do niej, że jest mu źle w relacji przez jej nieodpowiednie zachowanie. Obarcza ją za to, jak sam się czuje. Nie potrafi wziąć odpowiedzialności za swe emocje, tylko chce, żeby to ona na nie wpłynęła poprzez zmianę swego zachowania. Ponownie typowe zachowanie dziecka, które jest zlane w jedno z otoczeniem i nie rozróżnia jeszcze własnego materiału wewnętrznego od materiału innej osoby. Tutaj pojawia się już potrzeba rozwiązania tego problemu, ale na razie w niedojrzały sposób, gdzie “mama wszystko robi, bo dziecko jeszcze nie umie”.
Przykład asertywnej reakcji w tej sytuacji: “Złości mnie, że nie spędzasz czasu ze mną, czuję się przez to odrzucony i nieważny w twoich oczach.”
W domyśle czytamy “to twoja wina, że ja się tak czuję, napraw to”.
3. Asertywność dorosła – wzięcie 100% odpowiedzialności za swoje samopoczucie widząc własne wewnętrzne uwarunkowania jako źródło swojej reakcji.
On, nie będąc zadowolony, że nie spędzają razem wystarczająco czasu, używa tej informacji niezadowolenia do zbadania o co chodzi. Czy czuję się nieważny, bo mam zaniżone poczucie wartości i jej zachowanie mi to odpala? Czy czuję się zagrożony, bo ona potrafi zająć się sobą i spełniać swoje cele, a mnie tego zabraniano i nie wiem, jak zająć się swoimi potrzebami? Czy czuję się zazdrosny, bo przy mojej niskiej samoocenie to niedopuszczalne, żeby ona dawała uwagę swoim celom bardziej, niż mnie?
Jeśli uda mu się znaleźć wewnętrzne źródło swojej reakcji, problem zostanie rozwiązany. Może zostać rozwiązany na dwa sposoby:
- po wyeliminowaniu źródła zaniżonego poczucia wartości nagle zobaczy jej zachowanie w zupełnie innym świetle i że jego reakcja była tylko projekcją własnego nierozwiązanego problemu i chciał ją wciągnąć w swój dramat. W tym scenariuszu, przykładem dorosłej asertywności będzie już końcowy etap tego procesu, czyli adekwatne zachowanie. W tym rozwiązaniu, może powiedzieć do niej: “Wiesz co, brakuje mi trochę naszego wspólnego czasu. Zaplanujmy coś razem.” Użył swego niezadowolenia jako informacji potrzebnej do rozwiązania problemu, a nie do wejścia w rolę ofiary, której należą się specjalne względy.
- lub, jeśli ona rzeczywiście jest narcystką skonsumowaną przez siebie samą, przejrzy na oczy i czując wreszcie swą wartość, nie będzie już potrzebował kogoś, kto traktuje go wg jego własnego negatywnego przekonania o sobie, które rozwiązał. I tutaj powie: “Przepraszam cię, ale ta relacja nie działa, źle się dobraliśmy. Chcę ją zakończyć.” Decyzji tej nie będzie towarzyszyć wzgarda, złość, lęk, ani poczucie winy, tylko zupełny spokój. (Jeśli decyzji towarzyszą w/w emocje, tzn. że decyzja nie jest asertywnością wynikającą z rozwiązania wewnętrznego, ale ucieczką od odpowiedzialności za siebie i doprowadzi do powtórki tych samych przeżyć z kolejną osobą).
W obu przykładach człowiek ten nie jest już ofiarą oczekującą zbawienia z zewnątrz, tylko kreatorem własnego losu.
WYRAŻONE OCZEKIWANIE, ŻE DRUGA OSOBA ZMIENI SWOJE ZACHOWANIE, BY NAM ZROBIŁO SIĘ EMOCJONALNIE LEPIEJ, NIE JEST ASERTYWNOŚCIĄ (DOROSŁĄ)
Najbardziej dojrzała forma asertywności to umiejętność prawidłowego odczytania sytuacji, przetworzenia informacji wewnątrz bez obwieszczania światu swoich emocji, i jako wynik tego procesu, adekwatnego zareagowania, któremu towarzyszy wewnętrzny spokój. W dojrzałej formie asertywności, emocje służą tylko jako informacja dla siebie, dzięki której człowiek może zobaczyć swoją pozycję w danej sytuacji i coś z tym zrobić, a nie jako informacja dla innych o swoim “nieszczęściu”, po to żeby mogli na to wpłynąć.
Teraz pytanie, co zrobić, gdy mamy dorosłe osoby, które nie miały dobrych nauczycieli asertywności i nie wykształciły w sobie jeszcze adekwatnej dorosłej asertywności? Oczywiście nie należy wpadać w zniechęcenie, tylko zrozumieć proces. Jeśli w dorosłym życiu trzeba nadrobić etap asertywności dziecięcej, polegającej na obwieszczaniu światu swoich stanów emocjonalnych, by dzięki wspólnej interakcji można było coś zrobić ze złym samopoczuciem, to w porządku. Kiedy dwie osoby są tego świadome i praktykują ten etap między sobą, jest to bardzo wartościową nauką prowadzącą do dalszych etapów rozwoju.
Najważniejsze by zobaczyć, że asertywność polegająca na komunikowaniu swych stanów emocjonalnych i oczekiwaniu, że druga osoba ma coś zmienić, żeby ten stan się polepszył, jest ETAPEM rozwoju asertywności, a nie jego końcowym celem. Można łatwo zawisnąć w nieświadomej roszczeniowości, oczekując, że obowiązkiem innych jest zwracać uwagę na nasze stany emocjonalne i o nie dbać, podczas gdy my sami nie musimy nic z tym robić. W dzieciństwie to jest normalne i oczekiwane, w dorosłym wieku jest dziecięcym narcyzmem.
Innym bardzo ważnym składnikiem dorosłej asertywności, jest możliwość rozpoznania stanu emocjonalnego drugiej osoby jako jej własności i procesów jej wewnętrznego świata, a nie coś co jest skierowane przeciwko nam. Bo nawet jeśli na powierzchni nieraz coś jest wyraźnie skierowane przeciwko nam, tak naprawdę pod spodem jest tylko projekcją tej osoby i na tym poziomie nie ma nic wspólnego z nami. Prawdę mówiąc, im mocniejsza reakcja drugiej osoby, tym mniej ma to wspólnego z nami, zwykle jest jej zaślepionym i zapętlonym wewnętrznym nierozwiązanym procesem. I potrzeba dobrej świadomości siebie, by móc to zobaczyć i nie dać się wciągnąć. Od nas zależy, czy przywłaszczymy sobie czyją własność, czy zostawimy ją tam, gdzie jest jej miejsce.
Sprawdź swój stan asertywności. Może jej nie ma, a może nie ma tylko w niektórych sytuacjach, a w innych jest wyśmienita. Może czasem jest jeszcze dziecięca, a czasem już bardzo dorosła. Jakakolwiek jest sytuacja, dobrą nowiną jest to, że ścieżka rozwoju asertywności jest dostępna dla każdego, w każdym wieku i na każdym etapie rozwoju 🙂
Dziękuję Pani Katarzyno. Jak zawsze w punkt.
Dziękuję i wszystkiego dobrego!
ciągle się tego uczę i idzie mi coraz lepiej, samo uświadomienie problemu już pomaga, pozdrawiam
Świetnie! Najważniejsze, że proces w toku i idzie do przodu 🙂 Trzymam kciuki!
Nie czytałam jeszcze (a mam 45 lat) tak mądrego tekstu o asertywności. Prosto, a głęboko – to prawdziwa sztuka.
Jestem wstrząśnięta, bo zdałam sobie sprawę, że większość (jak nie wszyscy) dorosłych, których znam (wliczając siebie oczywiście) funkcjonuje na poziomie pierwszym lub drugim. Co więcej nawet, w tzw. popularnej psychologii (magazyny takie jak WO czy Zwierciadło) asertywność dziecięca prezentowana jest jako poziom mistrzowski w związkach (porady typu: „Powiedz mu, jak źle się czujesz, gdy on…”).
Dziękuję za ten artykuł
Dziękuję za komentarz 🙂
To prawda, że generalnie populacja ludzka jest na etapie Zbiorowego Dziecka, ale to OK. Ważne, żeby nie krytykować tego etapu i nie starać się go przeskoczyć, tylko go ćwiczyć ze świadomością, że jest kolejny. Bo gdy nie przećwiczymy asertywności dziecięcej, to próba asertywności dorosłej będzie bardziej aktem tłumienia siebie.
Ćwiczenie asertywności z innymi służy do tego, by potem móc używać tego procesu w swoim własnym wnętrzu jako dorosły wewnętrznie człowiek. Byle właśnie nie uznać etapu dziecięcego wyrażania za szczyt osiągnięć, tylko niezbędny etap 🙂 Tego kawałka brakuje w powszechnych poradach 🙂
Jestem po pęknięciu tętniaka i po operacji. Mam jeszcze jednego tętniaka w głowie. Odsuwam się od partnera i znajomych, bo mysle, że są przy mnie z litości. Bywam specjalnie agresywna i niemila aby mnie zostawili. Boje sie tam w środku odrzucenia, bo myślę, ze oni są z litości.
W grę prawdopodobnie wchodzi zaniżone poczucie wartości, czyli przekonanie że „nie zasługuję na wsparcie i miłość taka jaka jestem i muszę mieć jakiś poważny powód, żeby to dostać”. Mechanizmem obronnym przed byciem odrzuconą jest odrzucenie innych najpierw, bo podświadomości wydaje się, że tak będzie bezpieczniej.
Trzeba by nad tym popracować, żeby w rezultacie w głowie nie kreować więcej tej opowieści o tym, jacy oni są niedobrzy, która służy temu, by dalej zamykać się w lęku przed odrzuceniem.
Oczywiście zachęcam do ćwiczeń EFT: https://www.youtube.com/@MetodaEFT
Doskonały artykuł. Jasno i przejrzyście pokazuje problem i sposób jego rozwiązania. Wspaniałe, dziękuję
Dziękuję za komentarz, cieszę się, że artykuł okazał się pomocny 🙂 Pozdrawiam i wszystkiego dobrego!